Medycyna akademicka...medycyną ograniczonego zaufania | ||

Hipokrates, mimo iż nie miał mikroskopu i nie znał skomplikowanych procedur diagnostycznych postawił śmiałą tezę:
„Choroby są procesem pozbywania się toksyn z organizmu. Objawy, które im towarzyszą są naturalną ochroną organizmu. Nazywamy je chorobami, lecz w rzeczywistości leczą one choroby. Wszystkie choroby mają jedną przyczynę, choć objawiają się w różny sposób, w zależności od miejsca, w którym występują.„
Oprócz tego nowatorskiego, jak na ówczesne czasy podejścia do leczenia i zdrowia jest i ta ciemniejsza strona, nie mniej ważna- udział chorego w procesie leczenia.
Niestety, w etyce Hipokratesa godność samego pacjenta, jego autonomia, możliwość współpracy w podejmowaniu decyzji o zastosowaniu terapii jest pominięta.
Jest też określona wyraźnie relacja lekarz-pacjent. To lekarz ma podejmować decyzje w kwestii leczenia, by w przypadku braku skuteczności zastosowanej terapii nie ucierpiał jego honor i dobra reputacja. Rolą pacjenta jest ścisłe dostosowanie się do zaleceń i zaproponowanych strategii medycznych. Współpraca pomiędzy lekarzem a pacjentem to nie tyle relacja partnerska, co bezpośrednia zależność. Lekarz jest organem nadrzędnym, a pacjent podmiotem, od którego wymaga się jedynie posłuszeństwa. Taka relacja powoduje, że lekarz stawia własną osobę ponad pacjentem, a chory czuje się zwolniony od odpowiedzialności za własne zdrowie i zaangażowanie w proces leczenia.
Moim zdaniem ta nierównowaga w relacji lekarz-pacjent jest brakującym ogniwem w całej postępowej filozofii leczenia.
Do dnia dzisiejszego lekarze rozpoczynający pracę w zawodzie składają przysięgę, opartą na hipokratejskiej etyce leczenia, której zasadniczym przesłaniem ma być troska o dobro pacjenta „po pierwsze nie szkodzić”. Mimo, że nie jest ona dokumentem o mocy prawnej jej zasady etyczne i racjonalne powinny obowiązywać każdego medyka.
I obowiązują....ale wybiórczo, w zależności od aktualnie przyjętej filozofii w świecie medycznym oraz poziomu moralnego i etycznego danego lekarza.
Jak wygląda medyczna rzeczywistość dzisiaj...
Większość z nas w momencie niedomagania naszego organizmu, pełni ufności i nadziei uzyskania pomocy udaje się do tzw. służby zdrowia, do lekarza, który ma dla nas kilkanaście minut czasu na zapoznanie się z naszymi problemami. Wizyta sprowadza się do pobieżnego zbadania i postawienia diagnozy. Najczęściej pacjent wychodzi z gabinetu z garścią recept na leki, które powinien jak najszybciej wykupić. Nasuwa się wniosek, że do pełni zdrowia brakuje choremu właśnie tych cudownych pigułek, by stan jego zdrowia uległ poprawie. Nic bardziej mylnego!
Takie podejście do procesu leczenia jest drogą na skróty, pójściem na łatwiznę, zarówno w przypadku lekarza jak i chorego. To działanie oparte na maskowaniu lub tylko likwidowaniu zewnętrznych objawów chorobowych.
Stosowanie chemicznych leków farmaceutycznych w przypadku terapii ostrych stanów chorobowych, w uśmierzaniu uporczywego bólu, czy w ratownictwie medycznym daje fantastyczne rezultaty i jest niezaprzeczalnym dowodem na konieczność ich istnienia.
Jednak w schorzeniach przewlekłych, takich jak alergie, miażdżyca, cukrzyca, nadciśnienie tętnicze, bóle głowy, kamienie nerkowe, kamica żółciowa, osteoporoza, trądzik, reumatoidalne zapalenie stawów, zapalenie żołądka i wielu innych medycyna klasyczna się nie sprawdziła.
Mimo zwiększania nakładów finansowych na badania kliniczne i farmakologiczne nie ubywa chorych pacjentów, wręcz przeciwnie. Można doszukiwać się w tym celowych działań poszczególnych grup nacisku zaangażowanych finansowo w usługi medyczne /firmy farmaceutyczne, służba zdrowia, apteki, laboratoria analityczne/.
Wiele badań naukowych wskazuje niezbicie, że przyczyną w/w chorób są rażące zaniedbania żywieniowe.
Dla większości nieświadomych ludzi choroba jest nieuniknionym i naturalnym procesem starzenia się ich organizmu. Zdają się wtedy na lekarzy, na ich zalecenia, które najczęściej sprowadzają się do przyjmowania lekarstw do końca życia. Wydają na nie ostatnie pieniądze, a stan ich zdrowia stale się pogarsza, ponieważ dochodzą kolejne dolegliwości związane ze skutkami ubocznymi przyjmowanych medykamentów. Chorzy nie są świadomi, że za większość chorób są sami odpowiedzialni i że można je wyleczyć zmieniając radykalnie sposób odżywiania na wysoce odżywczy. Sami lekarze bagatelizują sprawę odżywiania jako coś nie mającego wpływu na ujawnienie się choroby. Większość z nich nie ma żadnego doświadczenia i wiedzy w leczeniu naturalnymi metodami, są i tacy, którzy zaprzeczają, że w ogóle leczenie takie może przynieść wymierne korzyści. Brak wiedzy i szerokiego spojrzenia na problem powoduje, że nadużywają w leczeniu farmaceutyków lub są gorącymi zwolennikami interwencji chirurgicznych. Unikajmy takich lekarzy!
Lekarz przypisując pacjentowi lek np. obniżający ciśnienie, czy poziom cholesterolu daje jakby przyzwolenie na dotychczasowy sposób życia i odżywiania się. Jest to działanie czysto objawowe, nie eliminujące zasadniczej przyczyny problemu, czyli pojawienia się blaszek miażdżycowych w tętnicach. Chory przyjmujący takie leki ma złudne poczucie, że chronią go one przed możliwymi groźnymi konsekwencjami, takimi jak udar mózgu, czy zawał serca i nie zmienia dotychczasowego stylu życia i odżywiania.
Poddaje się wielu ryzykownym badaniom, np. obciążenia serca czy angiografii w nadziei, że uzyskany wynik będzie oscylował w granicach przewidzianych medycznymi normami. Lekarz prowadzący wyjaśni nam, że teoretycznie mamy drożne tętnice, ale nie dopowie, że badania przesiewowe wychwytują tylko zaawansowaną postać choroby.
Można przewrotnie powiedzieć, że gdyby nie było leków obniżających ciśnienie krwi chorzy byliby zmuszeni do zmiany diety, a lekarze musieliby skuteczniej przekonywać swoich pacjentów do prozdrowotnych zachowań.
Szansa na pełne zdrowie nie zależy od zaproponowanego leczenia chirurgicznego czy kardiologicznego, ale od wyeliminowania czynników ryzyka, takich jak palenie tytoniu, wysoka masa ciała, niewłaściwy poziom cholesterolu, ciśnienia krwi, insuliny czy glukozy we krwi.
Żyjąc w przeświadczeniu, że samo mechaniczne udrażnianie tętnic /czy nawet chelatyzacja/ lub leki spowodują, że miażdżyca ustąpi i będziemy mogli żyć spokojnie - łudzimy się.
Procedura lecznicza jest zachowana, z formalnego punktu widzenia wszystko jest w porządku, ale brakuje dwóch pytań i odpowiedzi, moim zdaniem zasadniczych, które powinny być omówione w gabinecie lekarskim, mianowicie:
Jaka jest zasadnicza przyczyna danej choroby oraz w jaki sposób wzmocnić organizm i jak postępować, by nie doszło powtórnego zachorowania?
Niestety, w nielicznych tylko przypadkach lekarz i chory analizują problem i starają się odpowiedzieć na powyższe pytania, wspólnie szukają rozwiązań.
Ten przykład jest papierkiem lakmusowym podejścia współczesnej medycyny do problemu leczenia chorób i samego zdrowia. Widać wyraźnie, że jest to działanie skierowane wyłącznie na likwidowanie, czy tuszowanie zewnętrznych objawów chorobowych. Brakuje przyczynowego podejścia do chorób, nie wspominając o profilaktyce prozdrowotnej.
Tym brakującym ogniwem systemu współczesnego lecznictwa bądźmy my sami. Weźmy współodpowiedzialność za własne zdrowie, wymagajmy od lekarzy szerszej wiedzy holistycznej, nie łudźmy się, że wzrost nakładów na służbę zdrowia coś tutaj zmieni.
Obserwujmy tryb życia i zachowania żywieniowe tych ludzi, którzy nie wiedzą co to nowotwór, miażdżyca, alergia, cukrzyca. Czytajmy książki, interesujmy się sprawami zdrowia, bądźmy otwarci na zmiany w naszej mentalności i sposobie patrzenia na zdrowie własne i najbliższych. Nauczmy wsłuchiwać się i obserwować sygnały płynące z naszego organizmu. Tylko pełna i rzetelna wiedza pozwoli nam podejmować najlepsze dla naszego zdrowia decyzje.
Miejmy bardzo ograniczone zaufanie do tych lekarzy, którzy negują, czy nie doceniają wpływu jakości żywienia na stan naszego zdrowia. Przede wszystkim dołóżmy wszelkich starań, by przy pomocy ziół, żywności wysoce odżywczej, czy innych naturalnych metod uczynić nasz organizm odpornym na wszelkie choroby.
Nie można kupić zdrowia w butelce, w pigułce, syropie. Na zdrowie trzeba zapracować.
Komentarze do artykułu: Medycyna akademicka...medycyną ograniczonego zaufania
Doren
Życzę wytrwałości i sukcesów w świadomym samoleczeniu
Znafca
A ciekawe co zrobić jak gnojek wygania z gabinetu.Czy przychodzić z karabinkiem następnym razem?
Doren
Smutne jest to, że ludzie tak bezkrytycznie i z bezgraniczną prawie ufnością oddają swoje zdrowie w ręce lekarzy. Ci zaś w zdecydowanej większości przypadków traktują pacjenta jak warsztat pracy /w szpitalu, czy w przychodni/. Zastosowane leczenie farmakologiczne ma być panaceum na wszelkie dolegliwości, stąd taka mnogość farmaceutyków w kolorach tęczy, zniewalających zapachach i smakach dogadzających naszym podniebieniom. Wszystko po to, by łatwiej pacjentowi było połknąć gorycz trucizny. Z drugiej strony menu większości ludzi tak daleko odbiega od wzorca, że sami skazują się na choroby i kontakt z niedoskonałą współczesną medycyną. Bierność w kontakcie z lekarzem daje przyzwolenie na zastosowaną formę terapii i blokuje pozytywne i konieczne zmiany w całym systemie lecznictwa.
Tina
Tina